Magiczne święta, czyli święta w Hogwarcie

Co nieco dla wszystkich pottermanów i nie tylko…

Magiczne święta, czyli święta w Hogwarcie

 Ogień płonący w kominku rzucał jasne, ciepłe światło na wspólny pokój Gryffindoru. Mimo późnej pory jeden ze stojących wokół niego foteli był zajęty. Patrząc na siedzącą w nim, pochłoniętą czytaniem dziewczynę można było domyślić się, że nie zwraca ona zbyt wiele uwagi na otoczenie. Pochylała głowę nad książką, co jakiś czas odgarniając za ucho niesforny, opadający na oczy kosmyk włosów. Na jej twarzy widoczne były lekkie rumieńce — ciężko zgadnąć czy spowodowane były one żarem bijącym od płomieni, czy podekscytowaniem towarzyszącym lekturze. Niecierpliwie odwróciła kartkę, jakby zirytowana koniecznością wykonywania takiej drobnej czynności, a tym samym straty odrobiny cennego czasu, który mogłaby poświęcić ulubionemu zajęciu.
     W pewnym momencie czternastolatka usłyszała kroki ze strony korytarza prowadzącego do dormitoriów, ale nie odwróciła nawet głowy. Ciche skrzypienie otwieranych drzwi również nie przyciągnęło jej uwagi.
     — Znowu zostajesz, prawda? — zapytał ktoś cicho. Nie wyglądało jednak na to, żeby zamierzała odpowiedzieć.
     — Odezwiesz się? – George czekał.
     — Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź? — najwyraźniej dziewczyna nie miała ochoty na rozmowę.
     — Nie musisz się tak od razu denerwować… Przecież święta w szkole to nie koniec świata!
     — Chyba, że oznacza to, że co roku ktoś zmusza cię do spędzania dwóch tygodni w towarzystwie duchów i nauczycieli. — stwierdziła, zamykając książkę i odkładając ją na niewielki stolik. — Coś jeszcze?
     — Nie powinnaś przesiadywać tutaj całymi nocami — powiedział poważnie jej rówieśnik.
     — Dzięki za troskę, ale nie jesteś moim ojcem. Potrafię sama decydować, co mam robić. — rzuciła w odpowiedzi. Ani razu nie spojrzała w kierunku opierającego się o ścianę przy drzwiach chłopaka.
     — Zamierzasz tutaj spać? — w jego głosie pobrzmiewała ironia. Choć lubili się zachowanie koleżanki było dla niego zabawne.
     — Możliwe. — przymknęła lekko oczy zmieniając swoją pozycję na wygodniejszą. Chwilę później z zadowoleniem odnotowała w myślach cichy trzask towarzyszący zamykaniu drzwi. Zdziwiła się nieco, kiedy kilka minut później usłyszała ten dźwięk ponownie. Zaraz po tym ktoś bez słowa położył na oparciu fotela koc i z powrotem udał się do dormitorium. Judi uśmiechnęła się lekko, wstając i przenosząc się na stojącą kilka kroków dalej kanapę. Spała większą część dnia. Gdy wstała ruszyła w kierunku Wielkiej Sali. Ciemnowłosa gryfonka raźnym krokiem weszła do ogromnego pomieszczenia. Położyła torbę z książkami pod ławą przy stole Gryffindoru i z uśmiechem podeszła do nauczycielki pilnującej kilku uczniów zawieszających dekoracje na świątecznych drzewkach.
     — Dzień dobry, pani profesor. Mogę pomóc?
     — Jeśli chcesz… Proszę bardzo.
     Dziewczyna skierowała się do sterty pudeł, w których znajdowały się najróżniejsze świecidełka. ,,Może jednak nie będzie tak źle” pomyślała. Podniosła jeden z kartonów i podeszła do najbliżej znajdującej się, nieprzystrojonej jeszcze choinki. Wyjęła z pudełka pierwszą bombkę — dużą, granatową, z mnóstwem maleńkich, wirujących płatków śniegu. Umieściła ją na pierwszej z brzegu gałązce, wdychając unoszący się w powietrzu intensywny zapach igliwia. Mogą sobie wymyślać nawet i sto różnych wymówek, przecież wiem, że po prostu nie chcą, żebym wracała do domu - ubierała drzewko rozmyślając. Druga z kolei szklana kula została pomalowana w drobne, błyszczące, złote i srebrne gwiazdki, które mrugały i co jakiś czas zmieniały miejsce na gładkiej, ciemnej powierzchni. Wylądowała na jednej z bardziej rozłożystych gałęzi znajdujących się tuż nad podłogą. To zaczęło się, kiedy dowiedzieli się, że jestem czarownicą… Trzecia bańka, ciemnobrązowa, zdobiona w białe, płonące świece, została zawieszona bliżej wierzchołka drzewka. Później było jeszcze wiele innych: szmaragdowa z prezentami opakowanymi w lśniący papier, bordowa z gałązkami ostrokrzewu, fioletowa z fantastycznymi wzorami przypominającymi te, które mróz wymalowuje na szybach. Wszystkie równie piękne i fascynujące dzięki zaczarowanym, poruszającym się wzorom i obłożone zaklęciami zapobiegającymi potłuczeniu. Gdy rozejrzała się wokół zobaczyła stół nauczycielski ustawiony pośrodku Wielkiej Sali lecz zaraz wróciła do ubierania świątecznego drzewka. Co jakiś czas spoglądała na uczniów przyozdabiających choinkę. Było ich niedużo. Zadzwonił dzwon ogłaszający posiłek. Ruszyła w kierunku jadalni. Zaczęli schodzić się uczniowie i nauczyciele, którzy postanowili spędzić przerwę bożonarodzeniową w Hogwarcie. Pozostało tam niewiele osób. Poza dyrektorem i kilkoma profesorami przy świątecznym stole siedziało tylko pięciu czy sześciu podopiecznych szkoły. Dziewczyna spojrzała na ustawione na blacie półmiski — nie miała ochoty na jedzenie czegokolwiek. Nie chcąc, by ktoś zwracał na nią zbyt wiele uwagi, nałożyła na talerz odrobinę puddingu i bez entuzjazmu dziobała go widelcem, przyglądając się dwóm pierwszorocznym chłopcom, którzy ze śmiechem zabrali się za następny cukierek z niespodzianką — obok nich leżał już papierowy kapelusz i coś, co przypominało piracką czapkę. Po tym, jak w pomieszczeniu rozległ się kolejny odgłos wybuchu, na stół opadło kolorowe pióro, niemal wpadając do wazy pełnej gęstej, parującej cieczy o nieco dziwnym wyglądzie. Judi odłożyła widelec i odsunęła od siebie talerz, sięgając po dzban pełen soku z dyni, po czym napełniła pucharek stojący przy jej nakryciu. Uniosła go do ust z zadowoleniem czując smak zimnego napoju. Grzecznie odmówiła, kiedy Dambeldore próbował namówić ją do spróbowania pieczeni. Zamiast tego położyła na swoim talerzu kawałek lukrowanego ciasta. Gdy go zjadła wróciła do pokoju wspólnego. Choinki w pokojach wspólnych z pewnością nie były tak okazałe, jak te w Wielkiej Sali, ale prezenty gwiazdkowe, szczególnie biorąc pod uwagę ich niewielką ilość, mieściły się pod nimi bez problemu. Dziewczyna z lekkim uśmiechem spojrzała na kilka niewielkich paczek umieszczonych pod gałęziami drzewka. Była jedyną Gryfonką, która nie wyjechała na święta, więc wszystkie te prezenty były przeznaczone dla niej…
     Pierwszy pakunek był niewielkim czarnym pudełeczkiem przewiązanym złotą wstążką. Został przysłany przez najlepszą koleżankę dziewczyny i zawierał delikatną, srebrną zawieszkę w kształcie pióra, na którym, jak kropla wody, znajdował się maleńki, przezroczysty kryształ. Kolejny prezent był zapakowany w kolorowy, błyszczący papier. Przysłali go rodzice Judi przez co nie poświęciła mu zbyt wiele czasu — skoro unikają jej tylko dlatego, że jest czarownicą, to dlaczego miałaby przyjmować od nich prezenty? Rzuciła tylko okiem na kilka książek znajdujących się w pudełku z zamiarem zwrócenia ich opiekunom przy najbliższej okazji. Ostatnia paczka została zawinięta z zwykły, szary papier i przewiązana sznurkiem. Rozpakowała ją z pośpiechem, uśmiechając się na widok niewielkiej figurki — psa i nowego, niezapisanego notesu. Zaśmiała się cicho, czytając dołączony do podarunku liścik.
 Skoro nie chcesz rozmawiać ze mną, to może chociaż z tym biednym pieskiem porozmawiasz. Albo z notesem, jeśli wolisz. A tak na poważnie… Po świętach chyba znowu zaczniesz się zachowywać jak człowiek? Wesołych Świąt!
Odłożyła liścik i przymknęła oczy. Przyjaciel… To był niesamowity dzień.

(Bohaterowie opowiadania są nieautentyczni, choć z pewnością to uczniowie Hogwartu. Artykuł napisano w oparciu o filmy i książki z serii „Harry Potter” mn. „Komnata tajemnic”, „Zakon Feniksa”.)

Komentarze

Popularne posty