Boże Narodzenie
Co
prócz Bożego Narodzenia wydarzyło się
Nasze
szkolne kalendarium
24
grudnia
- 1999/17 lat temu – samobójstwo popełnił Tomasz Beksiński dziennikarz radiowy tłumacz np. serii filmów o Jamesie Bondzie
- 1999/17 lat temu – papież Jan Paweł II zainaugurował w bazylice św. Piotra obchody Wielkiego Jubileuszu Roku Świętego 2000
- 1966/50 lat temu – radziecka sonda Łuna 13 wylądowała na Księżycu
- 1934/82 lata temu – w szwajcarskim Davos uruchomiono pierwszy wyciąg narciarski na świecie
- 1926/90 lat temu – urodził się Witold Pyrkosz, polski aktor, który zagrał np. w „Janosiku”
- 1896/120 lat temu – premiera pierwszego horroru w dziejach kinematografii pt.” Rezydencja diabła”
- 1871/145 lat temu – w Kairze odbyła się premiera opery „ Aida” Giuseppeggo Verdiego
- 1845/171 lat temu – urodził się król Grecji Jerzy I
- 1800/216 lat temu – w Paryżu doszło do nieudanego zamachu na życie Napoleona Bonaparte
- 1799/217 lat temu – urodziła się Maryla Wereszczakówna, polska szlachcianka i młodzieńcza miłość Mickiewicza
- 1798/218 lat temu – urodził się Adam Mickiewicz, polski poeta
- 1777/239 lat temu – James Cook odkrył Wyspę Bożego Narodzenia
- 1761/255 lat temu – Jean-Louis Pons – francuski astronom
- 1167/849 lat temu – Jan bez Ziemi, król Anglii
- 1524/492 lat temu – zmarł Vasco da Gama, portugalski podróżnik i odkrywca
- 640/1376 lat temu – Jan IV został papieżem
Przepis na piernik.
Składnik:•2 szklanki mąki pszennej
•1 szkl. mleka
•3/4 szkl. cukru
•2 jajka ( osobno żółtka i białka )
•2 pełne łyżki miodu
•120 g masła
•3 łyżki kakao
•2 płaskie łyżeczki przyprawy korzennej
•2 łyżki powideł śliwkowych
•2 kieliszki rumu
•1 i 1/2 łyżeczka sody
•szczypta soli
•7 suszonych fig Polewa
•30 g gorzkiej czekolady
•4 łyżki słodkiej śmietanki
Trzy figi kroję na plasterki. Pozostałe kroję na małe kawałki. W rondelku rozpuszczam masło, dodaję cukier, kakao, mleko i miód. Wszystko dokładnie mieszam i podgrzewam, ale nie dopuszczam do zagotowania. Gotową masę zostawiam do przestudzenia. Do przestudzonej masy, dodaję żółtka, powidła, rum i przyprawę korzenną. Mąkę przesiewam z sodą do miseczki, dodaję płynną masę piernikową. Wszystko dokładnie mieszam. Białka ubijam z solą na sztywną pianę. Na koniec dodaję pianę i pokrojone owoce, wszystko delikatnie mieszam. Małą podłużną foremkę, wykładam papierem do pieczenia. Masę przelewam do foremki. Ciasto piekłam w piekarniku nagrzanym do 180 stopni, około 60 minut. Do suchego patyczka. Wystudzone ciasto smaruję czekoladą rozpuszczoną z dodatkiem śmietanki, na wierzchu układam plasterki fig. Smacznego!
Fragment
pamiętnika … naszych dziadków
,,Przygotowania
do świąt w czasach PRL”
Dziś
święta kojarzą się z radością, uginającym się pod ciężarem
ilości potraw stołem, prezentami i narodzeniem Jezusa. Czterdzieści
lat temu Święta Bożego Narodzenia, choć radosne, to wyglądały
inaczej. Spróbuję przytoczyć jedną z wielu historii, która
przydarzyła mi się podczas przygotowań. Działo się to niespełna
trzy dni przed świętami, ponad trzydzieści lat temu.
-
Przygotowania do świąt to jest to, czego najbardziej nie lubię.
Ale święta to co innego - oświadczyła moja żona Irena.
- Tak
wiemy - powiedzieli nasi synowie.
- Idźcie
już, bo spóźnicie się do szkoły. Dzisiaj jest ostatni dzień
przed przerwą świąteczną. Tylko nie naróbcie mi wstydu -
skarciła ich wzrokiem. Cała rodzina pamiętała jeszcze
zeszłoroczną bieganinę z powodu spalonej choinki szkolnej.
- Dobrze
mamo - młodszy uśmiechnął się niewinnie.
- Nic
się nie bój - starszy zapewniał mamę i oboje wyszli.
- Do
świąt trzy dni, a my bez karpia, choinki, prezentów – wyliczała
Irena. – Co my teraz zrobimy?
- Mamy w
zapasie jakieś warzywa i jajka. Co do karpia … wymyślę coś. –
usiadłem, by dokończyć śniadanie.
- Tylko
się pospiesz. Jutro jest dostawa. – Irena przeszła do sypialni
chłopców – Oni nigdy nie nauczą się po sobie sprzątać.
Denerwowała się z powodu niepościelonych łóżek, ale ja jej nie
słuchałem. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Kto w
naszym bloku pali? – spytałem.
- A co
to ma do świąt? - mówiła z irytacją.
- Dużo
– odrzekłem spokojnie.
- Skoro
tak. Zastanówmy się. Pan Gąsowski spod trójki i ten nowy spod
siódemki. - nastała chwila ciszy - I co?!
Ruszyłem
w kierunku drzwi.
-
Wytłumaczysz mi co masz zamiar zrobić ? – wybiegła za mną z
mieszkania.
-
Zamiana - spojrzałem na Irenę i zapukałem do drzwi. Zamiana
okazała się być dobrym rozwiązaniem. Sąsiedzi byli zadowoleni z
dodatkowych kuponów na papierosy, a my nie musieliśmy martwić się
o prezenty dla naszych chłopców. Od razu pobiegłem po dwie
czekolady i pomarańcze. Wróciłem do domu i zastałem żonę
krzątającą się po kuchni.
- Idę
po choinkę. – oznajmiłem.
- Nie
musisz. Poprosiłam Piotrka, tego od Danki spod ósemki.
- A karp
?- spytałem.
- A
karpiem to ty się musisz przejmować – no tak, tak jak myślałem.
-
Wymyślę coś. Spokojna głowa. Daj mi chwilę. Zastanawiałem się
może ze dwa ,trzy kwadranse.
- Już
mam. Ale jest to ostateczne wyjście. Poproszę szefa o zaliczkę.
- Ale
jak nie trafisz, to nawet zaliczka nic nie da. – Irena miała
rację. Ryby schodziły bardzo szybko, a przed otwarciem sklepu były
kolejki.
- No
właśnie , ale tym będziemy przejmować się później.
Reszta
dnia była dość spokojna.
Następny
dzień.
Obudziłem
się i przetarłem oczy. Ubrałem się i ruszyłem w kierunku
„Centrali Rybnej”. Pod drzwiami czekało już dwóch sąsiadów.
- Witam.
- Dzień
dobry – odezwałem się zaspanym głosem.
- Czy
ten dzień to on taki dobry, to ja nie wiem… Za chwilę zejdzie się
tu połowa miasta. Ma pan dobry humor. – rzekł pan Jóźwiak.
Miał
rację. Niespełna dziesięć minut, a cały plac wielkości dużego
mieszkania był zapełniony. Kupiłem karpie i spokojnym krokiem
ruszyłem do domu.
Dagmara
Lisińska
Czarne
oficerki i gałązka klonu
Rytmiczny
stukot kół, jak co dnia, zbudził mieszkańców Piły na ulicy
Weichmandel. Był to rok 1923, poniedziałek ostatniego sierpniowego
tygodnia, godzina 7.00. Tramp Lux zbliżał się do peronu. Był to
pierwszy tego dnia kurs z Poznania do Piły. Pojazd przeznaczony dla
pasażerów średniej klasy ruszył o 5.50. Podróżnych nie było
wielu. W ostatnim wagonie tylko jedna trzecia miejsc była zajęta.
Ludzie w pociągu – różnego pochodzenia i wyznania flegmatycznie
spoglądali przez okna, czytali książki i gazety. Maszyna wyraźnie
zaczęła zwalniać. Blondwłosa dziewczyna odgarnęła z czoła
jasne kosmyki ostrożnie wychylając się spod fotela. Lokomotywa
stanęła i pasażerowie zaczęli podnosić się z miejsc. Otworzono
drzwi. Podróżni sprawdzali jeszcze czy nic nie zostało i ruszali
do wyjścia. W ostatnim z wagonów zostało już tylko kilka osób. W
czasie, gdy oni zajmowali się bagażami niezauważona zza ostatniego
siedzenia wstała dziewiętnastoletnia kobietka. Postać smukła i
wysoka o ładnej, jasnej, wciąż trochę
trądzikowej cerze. Jej oczy były kakaowe. Na plecy opadał dobierany warkocz upleciony z blond
włosów. Na głowę i ramiona
narzuciła chustę w kratę. Była ubrana w prostą, szarą suknię z
białym kołnierzykiem i trzema guziczkami. Na nogach miała
trzewiczki. Zabrała przeciętnej wielkości, trochę zniszczoną
walizkę i wyszła na dworzec. Choć sierpień, liście na
drzewach zaczęły spadać mieniąc się barwami. Poranek był
słoneczny i nieco chłodny. Dokładniej – chłodnym czynił go
wiatr muskający przechodniów po twarzach. Mieszkańcy
Weichmandel zaczęli otwierać okna, by wypędzić z domów senny
zaduch. Była to kolejna spokojna noc. Ludzie z radością, choć
może i podświadomą wychodzili do pracy ciesząc się pokojem. To
niemieckie miasteczko również miało dosyć obaw o kolejny dzień,
a wojnę pamiętały przecież także dzieci. Na ulicy zaczęło
tętnić życie.
-
Podwieźć pannę? – zagadnął brodaty mężczyzna prowadzący
dorożkę.
-
Nie mam pieniędzy – blondwłosa odpowiedziała mu z uśmiechem.
-
A dokąd się panna wybiera? – kontynuował z uprzejmością. Był
Niemcem lecz gdzieś w jego żyłach płynęła niewątpliwie także
żydowska krew.
-
Abseitswissenschaft. – tak brzmiał adres.
-
Niech pani siada. Jadę do Gastfreundsreb. Wysadzę pannę po drodze.
– dziewczę wsiadło do dorożki.
-
Pewnie będzie się panna uczyć u pani Moni Rochte? – przytaknęła
na to pytanie. – Sąsiadka wspominała, że panna Rochte bierze
nowe na szkolenia. No, to tu zajechałem. – Mężczyzna wyraźnie
lubił sobie pogadać. – A jak pannie na imię?
-
Maria WeiB. – towarzyszył temu delikatny uśmiech.
-
W Absteitswissenschaft na pokojówkę czy służącą panna WeiB się
wyuczy. Tam to robota wre! – milczeli przez moment. – Coś się
panna zamyśliła. – obejrzał się za siebie. Maria podpierała
głowę dłonią, a po wyrazie jej twarzy było jasno widać, że
jest zadumana. – O czym to panienka tak rozmyśla? – dziewczyna
przerwała przemyślenia. Uśmiechnęła się bezradnie. – Martwi
co pannę? – zapytał. – A może się dziewuszka zakochała? –
nie było teraz wiadomo czy mówi to do Marii czy też do siebie. Ona
dalej bezsilnie, ale i sympatycznie patrzyła się na niego. – Czy
może kochaneczka tęskni za czym? – obrócił się teraz w stronę
pasażerki. Spuściła wzrok uśmiechając się z zakłopotaniem. –
No, niech mi panienka powie. Może panna liczyć na moją dyskrecję.
– westchnął tu głęboko i zaczął wspominać - Pamiętam, kiedy
musiałem wyjechać z Austrii… To było może z dwanaście lat
temu… Przygotowania do wojny… - zapatrzył się w dal – Jestem
Austriakiem – Johann Schidber. Chciałbym tam wrócić…
Zostawiłem matkę i ojca… Miałem wtedy mniej więcej dwadzieścia
sześć lat. Nie byłem wprawdzie żonaty. Skończyła się wojna.
Przyznam bałem się każdego dnia. Wszystkie ranny w końcu się
zagoiły. Bolało… Szczególnie noga, postrzelono mnie. W szpitalu
wojskowym opiekowała się mną Bettina. Dziś jest moją żoną…
Prócz tego na froncie poznałem Henryka, mojego prawdziwego kumpla…
Blizny nie zostały… Wojna była ciężka. Nie wiedziałem czy
wrócę żywy. Lecz, gdyby nie wojna i gdyby mnie nie postrzelono
nigdy nie spotkałbym Bettiny. Życie jest tajemnicą. Los przeplata
szczęście z nieszczęściem, chociaż tak naprawdę nie wiesz, co
jest co. – nastolatka słuchała Johanna uważnie. – Spójrz na
te klony – woźnica wskazał na szeregi mieniących się barwami
drzew. – Jeden liść to historia jednego człowieka, drzewo to
historia jednej rodziny. Liście mieszają się tak jak ludzie. To są
przyjaźnie i miłość. Na każdym listku jest wiele kolorów. Nasze
życie też jest kolorowe. Ono jest zaplanowane, ale dla nas pełne
przypadku i zaskakujących zwrotów akcji. Życie jest piękne
zawsze… - tymi słowami zakończył swą opowieść… Choć
droga była nie najkrótsza podróż minęła szybko. Zaczęli jechać
aleją niby tworząc niepowtarzalną, najpiękniejszą z mozaik.
Maria poiła tym swoje oczy rozpływając się w marzeniach. Wiatr
tańczył swawolnie niby ciesząc się wszystkim dookoła. Tylko w
tych chwilach szło w pełni zauważyć wytryskującą radość.
Jedyne co na co dzień przyćmiewa jego wspaniałość to ludzkie
krzywdy, grzech i problemy. Jednak taka już człowiecza przypadłość.
Lecz teraz serce wypełnił pokój. Każdy liść był inny, tak jak
ludzie. Był różny, ale był przyjacielem reszty i przecież wśród
ludzi przyjaciele oraz rodzeństwa są niepowtarzalni i
wyjątkowi. Droga była długa, ale jak każda inna ta
romantyczna podróż musiała dobiec końca. Ich oczom ukazał się
pałacyk.
Ela
Świąteczne krzyżówki
Życzenia
radosnych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego,
pełnego sukcesów i spełnionych planów. Życzy Szkoła Podstawowa
i Gimnazjum w Biezdrowie.
Komentarze
Prześlij komentarz